Przyznajcie sami, że oczekiwaliście nowej pantery Cartier? Na mojej liście nowości La Panthere plasowała się na pierwszym miejscu. Coś sprawiło, że perfumy mnie zaintrygowały.
Cartier La Panthere i Yamato
Cartier uczynił z tego zapachu swój okręt flagowy - najważniejsze perfumy w ofercie. O tym pisałem już przy okazji zapowiedzi. Po testach nie mogę się jednak oprzeć wrażeniu, że Francuzi potraktowali Panterę tak jak 69 lat Japończycy potraktowali dumę swojej marynarki - Yamato. Okręt ten był największym w dziejach świata pancernikiem. W 1945 roku, wobec niechybnej klęski Cesarstwa pod naporem wojsk amerykańskich, Japończycy wysłali Yamato na samobójczą misję. Okręt miał bronić wszystkimi siłami słynnej Okinawy. Niestety, zanim na dobre uruchomiono jego zabójczą artylerię, padł łupem jankeskich samolotów torpedowych stając się jednocześnie ostatnim pancernikiem, który zniszczono w walce. Ten dzień, 7 kwietnia 1945 roku, przyjmuje się za symboliczną datę zmierzchu supremacji pancerników, a początek panowania lotniskowców na morzach i oceanach naszej planety.
Nie wspominam tej historii bez powodu. La Panthere jest takim właśnie Yamato. Nie mogę się oprzeć wrażeniu, że wycofanie ze sprzedaży (zatopienie) pod naporem płytkich i łatwych zapaszków (jankeskie samoloty) będzie bardzo szybkie. Myślę, że większość ludzi nie da nawet tym perfumom szansy na na rozpoczęcie olfaktorycznej opowieści (użycie artylerii), nie mówiąc już o zdobyciu serc i nosów (obrona Okinawy).
Jak pachną perfumy Cartier La Panthere?
A La Panthere to piękny szypr. Po śmierci kolekcji Diane von Furstenberg jest jedyną konkurencją dla Eau du Soir i Soir de Lune na półkach polskich perfumerii. Pantera jest jednak szyprem niezwykłym i szlachetnym. Jest w nim sznyt luksusowej skóry znanej z kompozycji Bottega Veneta. Na mszystym podłożu wyrasta zaś nie róża, ani nie jaśmin, a piękna gardenia otoczona skórzanym, nieco rodzynkowym woalem. Zapach jest ambity, ale przy tym trudny i jestem pewien, że nie zdobędzie serc statystycznych klientem perfumerii sieciowych.
Cartier La Panthere rozwija się z mocno białokwiatowego szypru w stronę piżmową, bardziej drzewną i mszystą. Nie haczy przy tym o chemiczne obszary, choć białe piżmo jest wyczuwalne w formie szorstkiej organzy. Nuta suszonych owoców pojawia się w postaci skórzanych rodzynek. Natomiast truskawki i rabarbaru nie wyczuwam w ogóle. Przypominam jednak, że zastosowany w kompozycji octan styrallylu ma łączyć też aromat jabłek i moreli. Jeśli użyto go La Panthere to w ilości znacznie mniejszej niż mchu dębowego, gardenii i białego piżma.
Na jednym z zagranicznych portali widzę jednak, że ludzie oceniają La Panthere jako woń owocową i słodką. W życiu bym na to nie wpadł. Akcenty tego typu to ledwie dodatek do całości, i to dodatek niedosłowny. Nie myślcie, że znajdziecie w nowych perfumach Cartier akcenty rodem z limitowanych wód Escady. La Panthere to woń zawieszona gdzieś między Sisley Eau du Soir i Bottega Veneta Eau de Parfum (czyli z automatu Cuir Amethyste Armaniego).
Cudo w dzisiejszych czasach!
Nuty: mech dębowy, gardenia, piżmo, akord owocowy
Rok premiery: 2014
Twórca: Mathilde Laurent
Cena, dostępność, linia: woda perfumowana o pojemności 30, 50 i 75 mL (30 mL - 299 zł)
Trwałość: dobra, około 7 godzin