Quantcast
Channel: Nez de Luxe — blog i opinie o perfumach damskich i męskich
Viewing all 1711 articles
Browse latest View live

Lacoste L.12.12 Noir

$
0
0

Dziś recenzja krótka. Lacoste L.12.12 Noir nie wymagało wcale wielu dni rozgryzania. Wystarczył jeden.


Perfumy na tle innych osiągnięć marki Lacoste, zwłaszcza męskich, prezentują się nieźle. Czuć, że ktoś chciał zerwać z totalną bylejakością zapachową tej firmy. Udało się połowicznie. Na początku chemiczna nuta wodna, trochę ziół, zielonej słodyczy. Później nieco przypraw obtoczonych w kurzu i klasycznie nudna, nietrwała i wyprana z różnorodności baza. Niby w nutach jet wymieniana czekolada, ale w życiu bym na to nie wpadł. Oczywiście, jeśli wiem, że ona tam jest, to jestem w stanie wyciągnąć jakieś czekoladopodobne brzmienie, ale na pewno nie jest to akord dominujący. Akord dominujący to lacostowe coś znane z innych pachnideł brandu. Docenić należy kierunek w jakim próbuje iść ta marka.

Nuty: czekolada, bób tonka, cashmeran, lawenda, arbuz, bazylia, werbena, paczula
Rok premiery: 2013
Twórca: b.d.
Cena, dostępność, linia: woda toaletowa dostępna w pojemności 100 mL
Trwałość: raczej słaba, około 4 godzin

[NEWS] Guerlain Shalimar Ode a la Vanille Sur la Route du Mexique

$
0
0

Pod względem długości nazw Guerlain bije ostatnio rekordy. Shalimar Ode a la Vanille Sur la Route du Mexique jest kolejnym tego przykładem. Mniejsza jednak o nazwę, kiedy wyobrażenie zapachu powoduje dreszcze.


Wersja meksykańska będzie trzecim odbiciem klasyka Shalimar w waniliowym lustrze. Dwie poprzednie wypadły wybornie, więc śmiem przypuszczać, że tym razem Guerlain nie zawiedzie. W nutach znajdziemy czekoladę i irysa, benzoin z opoponaksem, karmel oraz tonkę z wanilią. Brzmi bardzo dobrze.

Nosem kompozycji jest naczelny perfumiarz Guerlain - Thierry Wasser. Zgaduję, że perfumy te nie będą dostępne w Polsce. Są za to we Francji i tam kosztują 84 euro za 50 mL-owy flakon wody perfumowanej. To jedyna pojemność i jedyna forma koncentracji.

Info i fot. za nstperfume.com

Bentley for Men Intense Eau de Parfum

$
0
0

Idąc za ciosem piszę o mocniejszych perfumach z duetu Bentley. Różnice w składzie nie są duże. Bentley for Men Intense został wzbogacony o nutę geranium i kadzidła frankońskiego. Jak to się przekłada na walory zapachowe?


Przestrzeń Bentley for Men Intense


O tym, że jest to zapach równie genialny jak wersja klasyczna nie będę mówił. Tak jest. Tylko trochę mniej. Trójwymiarowa przestrzeń, w której żył klasyk została nieco zmniejszona. Wektory są krótsze. Wzrasta za to stężenie substancji pachnących. Odbywa się to z niewielką szkodą dla niesamowitej projekcji i multimedialności perfum. Bentley for Men Intense jest również zrobiony z większych cegiełek. Składniki momentami sprawiają wrażenie nie do końca wymieszanych.


Rozpatrując składniki


Jeśli zaś chodzi o konkretne wrażenia zapachowe to różnice są łatwiejsze do detekcji. Wersja Intense jest bardziej wytrawna. Słoneczny cukier czmychnął z piramidy, a w jego miejscu pojawiła się drewniana nuta drzazg. Jest zatem ostro, bardziej przeszywająco. Wielbiciele cedru powinni być w siódmym niebie, choć dalej to rum z cynamonem grają pierwsze skrzypce.

Jest też geranium. Wnosi do perfum akord kurzu. Tutaj jednak mam wrażenie, że to kurz osiadający na drogim papierze i skórzanych okładkach wielkich ksiąg. Efekt jest ciekawy, jeśli komuś przypada do gustu ta nuta. Ja nie lubię olejku geraniowego, ale to osobista animozja, więc nie ma wpływu na ocenę. Poza tym jest to efekt odczuwalny jedynie przez pierwsze dwie, góra trzy godziny.
Nuty: skóra, rum, cynamon, bergamotka, paczula, drewno cedrowe, szałwia, czarny pieprz, wawrzyn, benzoin, geranium, kadzidło
Rok powstania: 2013
Twórca: Nathalie Lorson
Cena, dostępność, linia: woda perfumowana dostępna w pojemności 60 i 100 mL
Trwałość:świetna, około 9-10 godzin

Jak naprawdę pachnie Szatan? czyli rzecz o zapachowej działalności Złego Ducha

$
0
0
Poniższy tekst jest opisaniem zjawisk, o których mówi Kościół Katolicki, a nie moim zdaniem na ten temat.
William Blake, Szatan wzbudzający rebelię Aniołów.

Święci Kościoła Katolickiego (niektórzy) posiadali nadprzyrodzoną zdolność do wydzielania przyjemnego zapachu. O osmogenezie, bo tak nazywa się to zjawisko, pisałem jakiś czas temu. Dziś o zapachowej działalności Złego Ducha, Szatanem zwanego.


Św. Teresa z Avili.
Logicznym się wydaje fakt, że skoro Duch Święty manifestował swoją moc (za pośrednictwem świętych) przyjemnymi zapachami, to Szatan postawi na fetory. W rzeczywistości, właśnie tak jest. Słudzy Diabła wydzielają niesamowicie odrażającą woń. Pierwszą wzmiankę na ten temat możemy przeczytać w autobiografii św. Teresy z Avili, która żyła w XVI wieku. Pisze ona tak:
"Wzięłam wody święconej i on natychmiast uciekł, a w chwilę potem siostry (były to dwie zakonnice bardzo wiarogodne, które za nic w świecie nie popełniłyby kłamstwa) wchodząc do mnie, poczuły swąd szkaradny, jakby siarki. Ja tego nie czułam, ale jak one mówiły, swąd ten trwał tak długo, że niepodobna było się omylić."
Św. Marcin z Tours i biedak.
Oczywiście znane są przypadki wcześniejsze, choć trudne do zweryfikowania. Weźmy np. mojego patrona - św. Marcina z Tours. Św. Sulpicjusz, pisząc jego biografię, wspomina o wizycie demona. Jej celem było kuszenia świętego. Mimo że demon przedstawiał się jako Syn Boży, to Marcin nie dał nabrać się na perfidne sztuczki i przegonił go. Kiedy upadły anioł wychodził z pomieszczenia, wypełnił je perfidną wonią tak, że Marcin również musiał je opuścić. Relacja ta pochodzi z IV lub początków V wieku. Trudno więc wyrokować o jej prawdziwości.

Jeśli zaś chodzi o bardziej wiarygodne przekazy to koniecznie trzeba napisać o jezuitach i św. Ignacym. Za życia swojego założyciela zakonnicy postanowili wybudować swój klasztor w pobliżu sanktuarium Marki Bożej z Loreto. Nie spodobało się to demonom, które zaczęły notorycznie nawiedzać członków zakonu w celu złamania ich powołania. Sprawa była naprawdę poważna i zdecydowano się ponoć na wprowadzenie nocnych dyżurów, aby dodawać otuchy nawiedzonym przez złe duchy. Wśród mężczyzn był jeden nowicjusz z Belgii, którego odwiedzał Diabeł w postaci mężczyzny w zielonym odzieniu. Kiedy młody człowiek odparł jego ataki, Diabeł dmuchnął mu w twarz. Odór był tak silny, że uniemożliwił użytkowania pokoju i korytarza przez trzy dni. To zdarzenie zostało opowiedziane przez Oliviera Manareusa, rektora kolegium w Loreto:
"Przykry zapach był wyraźnie wyczuwany przez osoby składające zeznania, a także wiele innych."
Bazylika w Loreto.

W biografii błogosławionej Marii Fortunaty Viti - siostry benedyktyńskiej - odnajdujemy kolejny przykład zapachowej działalności demonów. Próbowały one na wiele sposobów uprzykrzać życie Marii. Pewnego razu, kiedy siostra szła do kaplicy, ogarnęły ją ciemności. Powietrze miało stać się ciężkie i żrące tak bardzo, że nie mogła iść do przodu. Jego fetor odbierał zmysły. Maria zrozumiała, że iluzja jest działaniem złych duchów. Uczyniła z ufnością znak krzyża i miraż zniknął.


Kolejny, krótki przegląd premier niszowych perfum

$
0
0

Dziś znowu wchodzę w perfumeryjną niszę i opisuję kolejne niszowe premiery ostatniego czasu. Niektóre naprawdę dobre...


Amouage Opus VII


Drzewny, czarny, smolisty i skórzany. Początek iskrzy w rytmie mielonego pieprzu, później staje się nieco bardziej plastyczny, miękki. Wychodzi z niego zwierzęcy oud i smugi dymu. Piękny, chociaż w bazie nieco chemiczny i zbyt papierowo-zakurzony.
Nuty: galbanum, czerwony pieprz, kardamon, kozieradka, gałka muszkatołowa, oud, paczula, skóra, ambrox, ambra, muskon, drewno sandałowe, olibanum, papirus

Lorenzo Villoresi Aura Maris


Zapach o wielkim uroku. Nietypowy, choć świeży. Początek mocno cytrusowy, ale przełamany nutą wody z flakonu. Z czasem niuansów kwiatowych jest więcej. Pojawia się również charakterystyczna nuta morskiego drewna, znana z wielu niszowców. Niestety, nie uniknięto syntetycznej bazy.
Nuty: akord cytrusowy, akord kwiatowy, akord owocowy, paczula, ambra, piżmo, akord drzewny

L'Artisan Caligna


Perfumy trudne i dziwne. Pachną z jednej strony kwiatowo i pudrowo, z drugiej pełne są ciepłych, kuchennych nut. Mnie kojarzą się z drewnianym kredensem, z wazonem pełnym tulipanów i z Safran Troublant. Wyraźnie czuć fiołkową, pudrową nutę w sercu. Patrząc na skład nie mogę dojść, która ze składowych odpowiada za zmysłowy, nieco nawet babciny klimat tych perfum.
Nuty: szałwia muszkatołowa, róża, figa, drewno mandarynki, jaśmin, mastyks, fiołki, dąb, sosna, ambrox

Byredo Inflorescence


Kolejny kwiatowy masowiec utrzymany w stylistyce florystycznych perfum Byredo. Dla mnie jest tu biało, chemicznie i nijako.
Nuty: konwalia, róża, magnolia, jaśmin, frezja

Eau d'Italie Acqua Decima


Ta woń mnie się podoba. Bardzo optymistyczna i porządnie wykonana. Początek cytrusowy, ale przełamany zieloną nutą mięty. Środek i baza iskrzą, ale nie brakuje im subtelnej słodyczy. Acqua Decima może się okazać wymarzonym zapachem na lato. Dodatkowy plus to naturalna, cielisto-drzewna baza. Zapach nie jest jednak zbyt trwały.
Nuty: mięta, mandarynka, cytryna, petitgrain, neroli, wetiwer, akord drzewny

Santa Maria Novella Alba di Seoul


Choinka, choinka. Ciemny bór. Słodycz kadzidła. Palące się w oddali ognisko. Chrupiąca szyszka pod stopami. I umorusane w żywicy palce. Zapach nieco tłusty, pozbawiony ostrości, bez nuty ostrego igliwia, ale z ciepłymi krągłościami szlifowanego drewna. Świetny!
Nuty: sosna, akord drzewny, akord przyprawowy

Trussardi Delicate Rose i soczysta, mokra zieleń

$
0
0

Jeśli twórca ma talent to i z pustego naleje. Przynajmniej parę kropli. Jak to się ma do Trussardi Delicate Rose?


Włoska marka najlepsze czasy ma za sobą. Po kilku wielkich rozczarowaniach nie mam w zwyczaju nawet blotterów marnować na testy ich perfum. Z Delicate Rose było inaczej. Materiał zapachowy sam wszedł w moje ręce. O dziwo, szybko go zużyłem. I jakoś tak chciałem więcej. A to już wymaga zastanowienia.


Trussardi Delicate Rose to w rzeczywistości - róża delikatna. Zapach jest uroczy, lekki i subtelnie różany. Więcej niż ładny. Wesołym głosem mówi o zielonej łące, o soczystych łodygach i słodkim roślinnym soku. Kwiaty są tu młode, dopiero co wyklute z pączków. Momentami, zwłaszcza na początku czuć swoistą kwaśność charakteryzującą niedojrzałe owoce. Później, kiedy słońce wędruje coraz wyżej na niebie, Delicate Rose wysładza się. W tle malują się białe kwiaty. Róża wtapia się w ich miejsce i traci miejsce na pierwszym planie. Słodycz ucieka w kierunku lekkich drew i pudrowych, nieco chemicznych piżm. Nie udało się uniknąć sztucznych konotacji w bazie, ale ten biały woal na subtelnym drzewnym akordzie może się podobać.

I choć temat zmysłowej róży w perfumach jest wyświechtany na potęgę, to jednak Trussardi Delicate Rose prezentuje się więcej niż nieźle. Nie dziwi mnie to od chwili, kiedy dowiedziałem się, że mistrzem tej kompozycji jest Nathalie Lorson - ta sama, która zmieszała choćby perfumy Bentley.
Nuty: róża, bambus, jabłko, lotos, kumkwat, yuzu, paczula, drewno sandałowe, piżmo, jaśmin, drewno cedrowe
Rok premiery: 2013
Twórca: Nathalie Lorson
Cena, dostępność, linia: 30, 50 i 100 mL; woda toaletowa
Trwałość:średnia, około 4-5 godzin

Słówko na dziś to IRYZACJA (a w tle nowy duet Amouage Fate)

$
0
0

Amouage planuje debiut kolejnego duetu. Tempo mają pioruńskie, ale ufam, że Fate Woman i Fate Man będą dobrymi perfumami. Na razie brak szczegółów dotyczących premiery. Z plotek wynika, że oba zapachy mają być pudrowe, ale to nic pewnego. Pewne jest natomiast to, że butelki są wykonane ze szkła poddanemu procesowi iryzacji.


Czym jest iryzacja?


To zjawisko optyczne polegające na tworzeniu się tęczowych barw w wyniku nakładania się fal. Warunkiem powstania kolorowych smug jest odbicie od przezroczystego przedmiotu, który składa się z wielu warstw różniących się właściwościami optycznymi. Co ciekawe, nazwa zjawiska pochodzi od posłanki bogów - Iris, będącej uosobieniem tęczy.

Iryzacja na chmurach

W życiu codziennym najłatwiej zaobserwować zjawisko iryzacji na powierzchni baniek mydlanych, rozlanej benzyny, rzadziej na chmurach. Podczas mycia okien również jesteśmy w stanie je zaobserwować. Poza tym często wyroby metalowe i ceramiczne są iryzowane w celach ozdobnych (jak nasz tytułowy flakon Amouage Fate).

Iryzacja na plamie benzyny

Iryzacja występuje też w świecie zwierząt. Pancerze niektórych owadów maja wspaniałe barwne błyski. Jest wśród nich choćby żuk gnojowy. Najbardziej spektakularnym przykładem są oczywiście powłoki perłowe mięczaków i pióra pawia.

Iryzacja na pawich piórach

W ramach ciekawostki dodam,że wiele cudownych objawień świętych postaci na szybach również można wytłumaczyć zjawiskiem iryzacji. Kiedyś szkło okienne było produkowane w procesie walcowania. Walce były wykonane ze stali i czasami szkło ulegało zanieczyszczeniu żelazem. To z kolei po pewnym czasie dyfundowało wgłąb szyby i tworzyło "efekty cudowne".

Davidoff Cool Water Sea Rose

$
0
0

Nowa wersja Cool Water? Nie, z klasykiem nowe perfumy Davidoff nie mają nic wspólnego. Swoją drogą ciężko byłoby mi sobie wyobrazić mocno różaną interpretację tego zapachu. Okazuje się jednak, że Sea Water nie mają nawet nuty różanej.


Według producenta jest tam gruszka, fiołek, piwonia, frezja, cedr i piżmo. Uprzedzam jednak z góry, że Sea Rose nie pachnie żadną z tych roślin. Opis zapachu jest łatwizną. Najpierw trochę słodka, zwiewna, delikatna kwiatowa pulpa zmieszana z tanich, chemicznych składników. Później pulpa skręca trochę w stronę J'adore. A jeszcze później jest woda z flakonu wylana na zakurzony parapet, czyli białe piżmo w najgorszej formie.

Całość nietrwała, niemrawa, nieciekawa, bezpieczna i zachowawcza. Według mnie to zapach dla osób, które chcą pachnieć niczym (i nie mylić z Rien).

I żeby nie było - Cool Water uważam za zapach na swój sposób genialny i zjawiskowy.
Nuty: gruszka, fiołek, piwonia, frezja, cedr i piżmo
Twórca: Aurelien Guichard
Rok premiery: 2013
Cena, dostępność, linia: 30, 50 i 100 mL; woda toaletowa i linia produktów uzupełnijących
Trwałość: marna, około 2-3 godzin

ICONOfly Attache Moi - Zwiąż Mnie

$
0
0

Pierwsza edycja Attache Moi powstała w 2009 roku. Premiera w paryskim Le Bon Marché Rive Gauche okazała się wielkim sukcesem i zapach został wyprzedany niemal natychmiast. Towarzyszył mu koncept samego ICONOfly, choć bezpośrednim pomysłem na ten produkt było ciekawe spostrzeżenie - biżuterię nosimy tam, gdzie perfumy. Stąd też nazwa. Jak się jednak okazało, najważniejsze jest niewidoczne do oczu.


Attache Moi  jest wonią ambrową, ale nie na wskroś. To piękna, roziskrzona wydzielina trzewi kaszalota spowita w wyraźnie drzewny woal. Początek jest tak nośny i przestrzenny, że pokusiłbym się o wymienienie czarnego pieprzu w składzie, może nawet kadzidła frankońskiego. Ambrowe fundamenty są jednak pokryte w sposób lekki i subtelny. Pierwszoplanowa rola tej ingrediencji nie jest w żadnej chwili zagrożona.


Gdybym miał porównywać, to najbliżej Attache Moi stoi L'Ambre de Carthage. To wariacja w stylu lekkim, giętkim i bardzo energetycznym. Fani Scent'a i Ambre Soie będę w siódmym niebie. W zasadzie to nawet w ósmym, bo propozycja ICONOfly jest jednak krokiem w przód. Niewątpliwie, dodatkową porcję doznań dostarcza brak informacji o dokładnych nutach. Człowiek więc wącha, zgaduje, porównuje, zmusza szare komórki do wspomnień. W końcu wyławia połączenia. Tym sposobem mogę się posunąć do tezy o obecności akordu jaśminowej herbaty, hibisusa, może kropli jakiejś magnoliowej mikstury.


Attache Moi prezentuje na skórze sztukę wysokich lotów. Jest zmienny. Intryguje. Nie podąża klasyczną drogą od ostrego początku do mlecznej, drzewnej i kremowej bazy. Nawet w końcówce potrafi sypnąć w nos gwoździami. I chwała mu za to.

Niewątpliwie największą wadą perfum jest ich mała dostępność. Na całym świecie dostępne są jedynie w kilku punktach i raczej nie są typowe perfumerie niszowe. 
Nuty: ambra, żywice, nuty drzewne, piżmo
Rok premiery: 2009/2013
Twórca: Christine Nagel/Benoit Lapouza
Cena, dostępność, linia: w Polsce wyłącznie w concept-store  Horn&More; za 50 mL zapłacimy 450 zł
Trwałość:średnia, około 4 godzin

Etro Rajasthan — mało Indii, dużo opuszczonej kwiaciarni

$
0
0

Radżastan - indyjski stan kontrastów, pustyń, kojarzący się z Maharadżami, Orientem i Jaipur. Fani perfum łączą go też z fortecą Jaisalmer, która została uwieczniona w perfumach Comme des Garcons. Interpetacja Etro nie nawiązuje do kadzidlanych brzmień. A szkoda!


To zapach przede wszystkim kwiatowy i lekko tylko pudrowy. Trochę przypomina Shaal Nur, nieco haczy o klimat Etry. W mojej opinii jest jednak bardziej masowy i to od obu wyżej wymienionych. Początek ma dość żywy. Akcent transparentnych, delikatnych i pylistych kwiatów przełamany jest cierpkim cytrusem. Później woń nieco się wysładza za sprawą róż, a jeszcze później nabiera żywo charakteru kwiatów akacji. Szkoda tylko, że baza jest chemiczna i znowu przypomina stare, suche i zakurzone szmaty rzucone w kąt. Średniak z minusem i mało niszowy.
Nuty: cytryna, mimoza, róża, akcja, piżmo, ambra, labdanum, midały
Rok powstania: 2013
Twórca: b.d.
Cena, dostępność, linia: 535 złotych za 100 mL wody perfumowanej
Trwałość: dość dobra, około 6-7 godzin

Fajka na bok, czyli rzecz o paleniu i (nie)możliwościach zapachowych

$
0
0

"Jest tyle fajnych rzeczy, których możesz nie dostrzegać paląc papierosy. Koło nosa przechodzi Ci szereg możliwości, opcji, szans... Możesz to zmienić i cieszyć się każdą chwilą, bo każdy rzucony papieros to powód do świętowania." To hasło akcji "Fajka na bok" zachęciło mnie do napisania dzisiejszego wpisu o związkach między paleniem a zapachami.


Ameryki nie odkryję - palenie tytoniu nie działa korzystnie na zmysł węchu. Z tysięcy różnych substancji, które wnikają do naszego ciała sporo blokuje receptory w nabłonku węchowym. Skutecznie. Dość powiedzieć, że znam osoby, który całkowicie straciły węch z tego powodu. Literatura też zna. Dobra wiadomość jest taka, że kiedy przestajemy palić nasz "nos" wraca zazwyczaj do świetnej formy. To ważna informacja, bo anosmia (czyli całkowita utrata węchu) jest w większości przypadków nieodwracalna.


Rozważając palenie w kontekście węchu bardzo często pomija się zależności między zmysłem smaku a powonienia. A te jak wiadomo są ścisłe. Zatykając nos palcami podczas jedzenia możemy nie poczuć smaku potrawy, bo zależy on od doznań węchowych. Zresztą już w starożytności Arystoteles postulował, że to węch, a nie smak prowadzi do naszych wyborów kulinarnych. Kiedy więc świadomie go upośledzamy przez palenie, narażamy się de facto na poważniejsze szkody związane choćby ze spożyciem zepsutego pożywienia.

Ale palenie to nie tylko zubożenie naszego własnego świata zapachów. Nałóg ten całościowo wpływa na nasz organizm, zmienia woń naszego ciała, oddechu, potu. Zdecydowanie najbardziej spektakularnym przykładem fetoru, jakie powoduje tytoń jest woń spoconych dłoni palacza. Efekt o tyle nieprzyjemny, że jego natężenie zwiększa się w chwilach stresu, powodując dodatkowy dyskomfort. O tym, jak wyraźnie tytoń wpływa na nasz zapach niech świadczy fakt, że długopisy używane przez palaczy również mogą pachnieć papierosami.


Znane są również badania seksuologów na temat wpływu papierosów na relacje między partnerami. Działanie tytoniu na tym polu jest rozległe. Od problemów z potencją u palaczy po obniżenie libido u osób niepalących, których partner/ka pali i wydaje woń tytoniu.

Nie bez znaczenia jest też fakt,że fetor palącego i jego zasięg zwiększają się diametralnie w sytuacjach stresowych lub w ciepłym otoczeniu, kiedy człowiek zaczyna się pocić. Bardzo często palacze nie mają tego świadomości, nie są w stanie ocenić swojego wpływu na otoczenie. A to może wywołać zniechęcenie ludzi do przybywania w naszym towarzystwie. W najgorszym zaś wypadku skutki mogą być jeszcze poważniejsze i przenieść się na grunt zawodowy. Nikt w końcu nie chce pracować w uciążliwej i nieprzyjemnej atmosferze kreowanej przez palacza.


Jeśli zaś chodzi o perfumy w ścisłym sensie... Jakiś czas temu napisała do mnie Judyta. Za jej zgodą zacytuję fragment tamtego maila. Niech stanie się dowodem na prawdziwość moich słów: "Dopiero kilka miesięcy temu, jak rzuciłam palenie po 10 latach, odzyskałam węch i zwariowałam na punkcie zapachów."

Te słowa powinny być zachętą do rzucenia dla każdej osoby, która jest w sidłach nałogu.
Ktoś mu mógłby przewrotnie zapytać, dlaczego ma rezygnować z doznań nikotynowych na rzecz doznań olfaktorycznych? Pytanie przewrotne, ale odpowiedź nań nie jest trudna. Jakiś czas temu miałem okazję być współprowadzącym warsztaty zapachowe dla dzieci. Jedna z mam zapytała mnie "jaki jest cel tego całego wąchania?". Rezygnując ze świadomego poznawania świata węchem sami rezygnujemy z możliwości jakie daje nam życie. Trochę patetycznie napisane, ale chyba się ze mną zgodzicie. Nos pozwala dostrzec kolejny wymiar świata, który nas otacza. Perfumy zaś to sztuka taka sama jak malarstwo czy rzeźba. Obcowanie z rzeczami pięknymi kształtuje ludzi i jest przyjemnością bez wątpienia większą niż odurzenie tytoniowe. O korzyści, jaką będzie usunięcie fetoru dymu z przestrzeni publicznej nawet nie wspominam. To oczywiste. Dlatego też polecam Wam szczerze i gorąco udział w ogólnopolskiej kampanii Fajka na bok. A jeszcze lepiej, jakbyście po prostu spróbowali zerwać z nałogiem, choć na kilka dni.


Wpis zawiera materiały promocyjne organizatora akcji "Fajka na bok" marki NiQutin.

Kilian Flower of Immortality — brzoskwiniowe zmiany

$
0
0

Dwa zapachy Kiliana debiutowały niemal jednocześnie. O Musk Oud może kiedyś napiszę (to dość nudny splot oudu i róży). O trzeciej kompozycji z serii Asian Tales będzie dziś.


To brzoskwinia! Nuta jest wyraźna, jasna, głośna. Sądzę, że każdy ją zidentyfikuje bez czytania jakiegokolwiek opisu. W początkowym etapie zachwyca naturalnością. Jest prawie tak dobra jak Mediterranean Peach 15 Kriglera. Ma moc przenoszenia do dzieciństwa i kreacji soczystej brzoskwini gryzionej w ustach.


Później, niestety, jest gorzej. Zamiast słonecznego owocu mamy pomadkę o aromacie brzoskwini. Pojawia się woń lekko słodzonych kwiatów haczących o niższe półki mainstreamu. Flower of Immortality staje się coraz bardziej chemiczny, coraz mniej brzoskwiniowy i coraz bardziej nijaki.

Bazą jest tu coś białego, lekko słodkiego, trochę zbliżającego się do klasyka Pure DKNY. Po Kilianie oczekuję jednak czegoś więcej niż rozmyty koniec, którego największą zaletą jest to, że nie męczy.
Nuty: brzoskwinia, irys, bób tonka, róża, wanilia, piżmo, czarna porzeczka, frezja
Rok premiery: 2013
Twórca: Calice Becker
Cena, dostępność, linia: za 50 mL wody perfumowanej zapłacimy 765 zł
Trwałość: słaba, około 4 godzin

Dior Addict Eau Delice i żurawinowy kalejdoskop

$
0
0

Dior uparcie lansuje letnie wariacje na temat swoich klasyków. Po J'adore Voile de Parfum czas na Addict Eau Delice. Po beznamiętnej interpretacji - Eau Sensuelle - czas na coś dobrego.


Okazało się jednak, że Addict Eau Delice pachnie całkiem nieźle. Prosto, ale nieźle. Zresztą po perfumach na lato trudno oczekiwać wirtuozerii doznań. Te zapachy mają przede wszystkim przynosić węchową ulgę podczas najgorętszych dni w roku. Bogatych zdobień i wielu płaszczyzn rozwoju więc nie oczekiwałem.

Dior Addict Eau Delice zapachniał mi żurawiną - żurawiną piękną, soczyście czerwoną, rzuconą w kostki grubego lodu. O tym, że to wrażenie naturalne mówić chyba nie muszę. I w dodatku trwa, trwa i trwa. Nie czmycha ze skóry pod naporem piżm czy deklarowanego w składzie ylangu. Nie leci w kosmos jak większość owocowych nut. Siedzi na skórze. I pachnie.


Teraz tak: kompozycja nie rozwija się na skórze. Zazwyczaj to wada, ale tutaj zostało zatrzymane pozytywne wrażenie w najbardziej odpowiedniej chwili. Sami przyznacie, że jedna fotografia potrafi obudzić więcej wspomnień niż film. To trafne porównanie w moim odczuciu.

Wadą jest natomiast pokazująca się z rzadka nuta laboratoryjna - swoisty kleks na naszym zdjęciu. Ja wiem, że białe piżma to w dzisiejszym świecie niezbędna rzecz, ale, zwłaszcza między pierwszą a trzecią godziną, efekt ten godzi w żurawinową rozkosz. Nie jest to zjawisko częste, stałe i pierwszoplanowe, ale jednak...

Baza Dior Addict Eau Delice jest wysokich lotów, nie chemiczna, wciąż żurawinowa i podkreślona piżmem, które w tym momencie przypomina aksamitny woal a nie starą ścierkę do tablicy. Upraszczając, można powiedzieć, że to wygrzane ciepłem ciała serce i głowa tych perfum. Tak potwierdza się mój "zarzut" małej mobilności kompozycji zapachowej.
 Kampanię reklamową z modelką Daphe Groeneveld możecie zobaczyć tutaj: Dior Addict Eau Delice and Daphe Groeneveld

Nuty: ylang, żurawina, piżmo
Rok premiery: 2013
Twórca: Francois Demachy
Cena, dostępność, linia: 20, 50 i 100 mL; woda toaletowa (za 100 mL zapłacimy 429 zł)
Trwałość: dobra, około 6-7 godzin

[NEWS] nowa, mroczna seria Rouge Bunny Rouge — Silvan, Cynefin, Embers

$
0
0

Nowa seria wygląda oszałamiająco i jest uniseksowa. Jej moc wzrasta, kiedy przetłumaczymy nazwy trzech kompozycji wywodzących się z angielskiego, walijskiego i łaciny. 


Embers
Embers ma pachnieć żarzącymi się kawałkami węgla. W nutach odnajdziemy czerwony pieprz, goździki, gałka muszkatołową, kadzidło frankońskie, żywice, balsam fir (czyli z jodły) oraz inne akcenty drzewne.

Cynefin stawia na moc ziół. Jest tam arcydzięgiel i bylica. Serce tworzy lawenda, zaś bazą są nuty ambrowe i drzewne.

Silvan to z kolei jałowiec i grejpfrut, później kadzidło z czarnym pieprzem. W nutach bazy odnajdziemy paczulą i drewno gwajakowe.

Trzy flakony tylko pozornie są takie same. Różnią je wytrawione detale na szklanej butelce.

Do tej pory pisałem na Nie Muzycznej o wspaniale figowym, zielonym i słodkim Lilt. Jeśli nowa seria zawita do Polski to, oczywiście, postaram się w miarę możliwości przygotować recenzje.

Info i fot. za fragrantica.com

Facetem jestem i o siebie dbam...

$
0
0

Głośna kampania z początków tego roku, która zgromadziła na Facebooku ponad 60 000 fanów okazała się połączona z powstaniem największego polskiego bloga o męskiej urodzie i zdrowiu - Facetem jestem i o siebie dbam.


Miło mi ogłosić, że 28 maja ukazał się tam mój pierwszy, wprowadzający artykuł na temat perfum. Obejmuje zagadnienia trwałości perfum. Odpowiada na pytanie: "jak testować perfumy?". Tłumaczy kwestie alergii i podstaw zapachowej kultury. Na razie ogólnie, ale obiecuję, że następne teksty będą miały już zdecydowanie bardziej męski wydźwięk.

Tymczasem zapraszam na pierwszy, wprowadzający artykuł o perfumach: Marcin Budzyk dla FJIOSD. Jednocześnie pragnę powiedzieć, że już niebawem będziemy mieli dla Panów wspólną niespodziankę, związaną z perfumami oczywiście.

--- Article Removed ---

$
0
0
***
***
*** RSSing Note: Article removed by member request. ***
***

Bath & Body Works Chocolate Amber

$
0
0

Dziś na blogu debiutuje marka Bath & Body Works. Będzie czekoladowo, trochę niszowo, trochę masowo i, o dziwo, nie tak słodko, jak można sobie wyobrażać.


Duży nacisk położony na akord owocowy. Jest on miękki i stanowi dużą część początkowej objętości kompozycji. Główni bohaterowie to ananas i, trudne do jednoznacznej klasyfikacji, kwaśne poliowoce. Akord ten kieruje Chocolate Amber na obszary zajęte przez niegdyś przez Jil Sander Jil i Patrizia Pepe Patrizia. Propozycja Bath and Body Works nie jest jednak tak zdobna i tak skomplikowana. Nie jest to jednak ujma, bo na pewno zyskuje na tym ogólne wrażenie "sympatyczności" perfum.


Później pojawia się czekolada. I nawet nie trzeba czytać żadnych opisów, żeby wiedzieć, że chodzi o deserową, twardą i gorzką tabliczkę. Cukru nie ma tu prawie wcale. No, może jakieś resztki owocowej fruktozy. Tym, co mi się nie podoba, ale stanowi mocny akcent tych perfum to wejście w lekko drapiące, miodowo-szyprowe niuanse. Oczywiście daleki jestem od porównań do Soir de Lune, ale wierzę, że na innych skórach ten ten efekt może być jeszcze bardziej podobny do propozycji Sisley.


Od początku do końca w tle całości widać duet wanilia-paczula. Nie są to więc klasyczne nuty bazy. Zauważam jednak, że akord ten na starcie pachnie bardziej waniliowo, a później dominantą staje się paczula. Skojarzenia z Neonaturą Cocoon nie będę błędem (tym bardziej, że jest jeszcze czekolada).

Całość jest dla mnie za bardzo surowa i trochę niespójna, choć Chocolate Amber charakter ma. I nie mogę oprzeć się wrażeniu, że czekolada jest tu pokryta białym nalotem i po prostu lekko nadpsuta (ale nie wykluczam, że to wina próbki, bo zapach nie jest już produkowany).
Nuty: czekolada, róża, paczula, wanilia, ananas, czerwona porzeczka, cytryna, miód, jaśmin, orchidea, piżmo
Rok premiery: 2007
Twórca: b.d.
Cena, dostępność, linia: zapach wycofany z produkcji
Trwałość: raczej średnia, około 5-6 godzin

Lalique Satine, czyli heliotrop z wanilią po raz któryś...

$
0
0

Nowy zapach Lalique mnie zaskoczył. Po totalnie niemrawych i kwiatowo-chemicznych poprzednikach wreszcie doczekałem się czegoś dobrego. Oczywiście fakt, że coś jest dobre nie znaczy, że jest ciekawe. I ta myśl natrętnie towarzyszy mi podczas testów Satine. 


Niby początek zaskakuje migdałową słodyczą, niby jest ciepły, niby jest przytulny, ale brak mu wykończenia, takiej szpilki, która wbita w ciało spowodowałby krzyk. Jaśmin przybiera tu postać kremową, co w połączeniu z heliotropem daje aż przesadne wrażenie "futrzakowatości". Po pierwszych chwilach okazuje się, że mocno migdałowa nuta znika, a wychodzi z niej mało migdałowa, klasyczne nuta heliotropu. Analiza nut nie pozostawia złudzeń - w Satine migdałów nie ma. Dla mnie to rozczarowująca informacja.


Perfumy Lalique później zmieniają ten futrzasty, kwiatowy plusz na tony tonkowej waty i waniliowej pierzyny. Jest miło do znudzenia i do obrzydzenia. Po pół godzinie od aplikacji uświadamiam sobie, że jednak to kompozycja oparta na składnikach chemicznych. Skojarzenie z chińskim sklepem cukierniczym nie dają mi spokoju, ale nie są też bardzo stanowcze. Powiedzmy, że na 100 pszczół tylko jedna jest genetycznie modyfikowana i tylko jeden na 100 kwiatów pochodzi z plantacji mutantów. Niby mało, ale jednak to czuć.

Baza prezentuje się okazalej. Jest słodka, kremowa, cielista. Niby ten temat był wałkowany setki razy, ale Lalique Satine ma tam ukryte jakieś niespodzianki, które nie pozwalają osiąść kompozycji na skórze wzorem dawnej matrony. Cały czas się tu coś dzieje, coś brzęczy, coś biega. Baza jest bardzo w porządku.
Nuty: jaśmin, gardenia, heliotrop, wanilia, wetiwer, drewno sandałowe, czerwony pieprz, bób tonka
Rok premiery: 2013
Twórca: Nathalie Lorson
Cena, dostępność, linia: b.d.
Trwałość: dobra, około 7-8 godzin

"Woda kolońska", czyli mój artykuł dla magazynu Logo

$
0
0

W czerwcowym numerze magazynu Logo piszę o historii, przyszłości i teraźniejszości perfum należących do kategorii kolońskiej. 


Z góry uprzedzam, że prezentowane na poniższej stronie pachnidła nie pochodziły z mojego wyboru. Moje są na następnej stronie: Hermes Concentre d'Orange Verte, Miraculum Wars, Atelier Cologne Grand Neroli...

W artykule kulisy sporu na lini Farina - Muelhens, trochę o twórczości Magdaleny Chmielewskiej (najzdolniejszej polskiej perfumiarz), trochę o potencjalnych alergenach i lewatywie z wody kolońskiej.

Zachęcam do lektury w wersji papierowej.

Dreckig Bleiben Eau de Parfum — mysia dziura z kornikami

$
0
0

Nazwę podobno można przetłumaczyć jako "Zostań Brudny". O tym, że sterylnych akcentów tu nie odnajdę, wiedziałem już od pierwszego testu. Dreckig Bleiben to perfumy wyższego kalibru z wyraźnym, nawet bardzo wyraźnym akordem mysiej sierści. Ale nie od myszy się zaczyna.


Drewniana podłoga serwerowni


Początek posiada woń świeżego lakieru do drewna. Zgaduję, że odpowiada za to wrażenie gros cytrusów nafaszerowanych aromatycznymi żywicami. Efekt jest niezły, ale przede wszystkim oryginalny. Niby ktoś mógłby porównać go do początkowej fazy Gucci Pour Homme, ale to jednak nie to samo. We włoskim klasyku lakierowane były ławy w kościele. Dreckig Bleiben to bardziej drewniana podłoga jakiejś serwerowni lub laboratorium fizycznego. Dlaczego tak? Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że gdzieś w tle wyczuwam pojedyncze molekuły ozonu.


Mysia sierść


Gryzonie pojawiają się po 15-20 minutach. To woń dziwna, przejmująca, trochę straszna. Za mysie efekty zazwyczaj odpowiada w perfumach żywica olibanowa, ale tutaj, przynajmniej według danych producenta, jej brakuje. Mamy za to labdanum, mamy balsam gurjun i elemi. Trudno odgadnąć, które z tych kadzideł tak pachnie, ale to przecież bez większego znaczenia. Zwłaszcza w kontekście tego, co dzieje się później.

Jak pachnie dziura, mysia dziura?


Myszy zaczynają w końcu chować się w dziurze. Dreckig Bleiben, a jakże, za nimi podąża. Nuta sierści miesza się z wilgotnym, ciepłym drewnem. Nad całością wisi kilka kropli olejku ciemności. W tym wypadku jestem pewien, że to zasługa gwajaku. Drewno to, jak żadne inne, ma moc nadawania kompozycjom zapachowym mrocznych, dymnych niuansów (oczywiście, jeśli taki efekt chce uzyskać perfumiarz). W najgłębszym etapie następuje lekkie wysłodzenie. Pojawi się szczypta wanilii i pojedyncze drzazgi ciepłego, kremowego sandału, chociaż wciąż akord mysiej sierści jest pierwszoplanowy.
Nuty: bergamotka, imbir, mandarynka, neroli, elemi, gurjun, labdanum, drewno gwajakowe, drewno sandałowe, wanilia
Rok premiery: 2013
Twórca: Mark Buxton
Cena, dostępność, linia: produkt niedostępny w Polsce, ale w niemieckim e-shopie marki można bez problemu go kupić (próbki też)
Trwałość: słaba, około 4-5 godzin
Viewing all 1711 articles
Browse latest View live